Pitbull w Krakowie: wielka impreza, na której nikt nie podpierał ścian [RELACJA]
23 czerwca w krakowskiej Tauron Arenie odbył się pierwszy z dwóch polskich koncertów Pitbulla! Legendarny amerykański raper zawitał do naszego kraju, aby rozkręcić imprezę, o jakiej Polakom się nawet nie śniło. Radiowe przeboje, tancerki, szalejąca publiczność i łyse sobowtóry artysty - to wszystko złożyło się na występ, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Mr. Worldwide ma się świetnie i właśnie to udowodnił!

Niewiele osób pamięta, że Pitbull odwiedził Polskę ponad dekadę temu - w 2012 r. Amerykański raper był wówczas na samym szczycie, a jego hity królowały na radiowych listach przebojów w całym kraju. Nie zawitał jednak do nas w ramach większej trasy koncertowej - wystąpił na otwarciu strefy kibica w Gdańsku, a wszystko to z okazji odbywającego się wtedy Euro 2012. Polska publika była więc spragniona pełnoprawnego koncertu legendarnego gwiazdora i czekała na niego wiele lat.
Wydawać by się mogło, że popularność amerykańskiego rapera od tamtej pory jedynie malała. Największe hity, do których bawi się publiczność z całego świata, wydał bowiem w 2011 czy 2013 r. - należą do nich m.in. "Rain Over Me", "International Love", "Feel This Moment" czy "Timber". Okazuje się, że nic bardziej mylnego! Mr. Worldwide ma się znakomicie, wciąż rozgrzewa tłum do czerwoności i sprawia, że nogi wręcz same rwą się do tańca - co doskonale widać było na krakowskim koncercie.
Pitbull wystąpił w Polsce! Po ulicach Krakowa spacerowały jego sobowtóry
23 czerwca 2025 r. odbył się pierwszy z dwóch zaplanowanych koncertów Pitbulla w Polsce w ramach trasy "Party After Dark". Artysta zawitał do Tauron Areny w Krakowie, organizując swoje pierwsze arenowe show w naszym kraju. Jego obecność dało się odczuć w całym mieście. Wsiadając do tramwaju, spacerując po rynku czy wchodząc do przypadkowego sklepu - wszędzie można było dostrzec fanów przebranych za charakterystycznego rapera. Czarne garniturowe spodnie, biała koszula, krawat, okulary przeciwsłoneczne i to, co najważniejsze - łysa głowa. Niewielu słuchaczy zdecydowało się na pozbycie się swoich prawdziwych włosów, lecz specjalne czepki uratowały sytuację i sprawiły, że z daleka było widać, kto tego wieczoru uczestniczył będzie w największej imprezie w Polsce.
Wydarzenie rozpoczęło się od dwóch supportów. Publiczność najpierw rozgrzana została przez słoneczne brzmienie prosto z Jamajki. Na scenie w Tauron Arenie wystąpił bowiem Shaggy - jego charakterystyczny, chropowaty głos i muzyka łącząca reggae z dancehallem buja publiczność już od lat 90. Chyba nigdy nie widziałam tak pełnej areny już podczas pierwszego supportu. Polska publiczność potraktowała występ Shaggy'ego jak drugi pełnowymiarowy koncert tego wieczoru - śpiewała, skakała i wymachiwała rękami, przygotowując się na wejście Pitbulla. Nie zabrakło wielkich przebojów, takich jak "Boombastic" czy "Angel", które wywołały we mnie ogromną nostalgię i pozwoliły się pokołysać.
Po półgodzinnym występie Shaggy'ego na scenę wkroczył jeszcze DJ Laz, rozkręcający jedne z najlepszych zabaw na Florydzie. W krakowskiej Tauron Arenie wybrzmiały zmiksowane przeboje ostatnich kilku dekad, które sprawiły, że publiczność tańczyła tak, jakby nikt nie patrzył. Mogliśmy usłyszeć m.in. "I Gotta Feeling" Black Eyed Peas, "Dancing Queen" ABBY, "Baby" Jusina Biebera czy "I'm Good (Blue)" Davida Guetty i Bebe Rexhy.
Choć gwiazda wieczoru wkroczyła na scenę z 15-minutowym opóźnieniem, nikt nie miał tego Pitbullowi za złe. Amerykański raper już przy pierwszej piosence dał publiczności do zrozumienia, że tego wieczoru nie będzie czasu na odpoczynek. Wkroczył na scenę w rytm "Don't Stop The Party", a u jego boku pojawił się także pełnowymiarowy zespół. Dwa zestawy perkusyjne były dowodem na to, że na koncercie Pitbulla najważniejszy jest bit, dzięki któremu noga sama tupie.
Już przy drugim utworze - "Hey Baby (Drop It to the Floor)" - całe show dopełniło wejście tancerek na scenę. Energiczne i sensualne układy choreograficzne były nieodłącznym elementem większości piosenek, dzięki czemu fani z pewnością nie mogli narzekać na nudę.
Problemy techniczne na koncercie Pitbulla. Prędko sobie z nimi poradzono
Czym byłoby arenowe show bez problemów technicznych? Koncerty tak wielkich rozmiarów często wymagają skomplikowanych zabiegów, aby wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i brzmiało dobrze. Pitbull przez pierwsze chwile zmagał się z drobnymi kłopotami dźwiękowymi, jednak ekipa techniczna prędko zaalarmowała i uratowała sytuację. Sam artysta przeprosił polską publikę za niedogodności, jednocześnie dziękując fanom za to, że wspierają go od wielu lat, słuchają jego muzyki i chętnie kupują bilety na koncerty.
Występ był podróżą przez wszystkie lata kariery Pitbulla. W krakowskiej arenie wybrzmiały zarówno utwory, które ponad dekadę temu podbiły serca słuchaczy, jak i te nowsze, którymi raper pozyskał fanów w ostatnich latach. Nie zabrakło kultowych "Hotel Room Service", "Rain Over Me", czy "I Know You Want Me (Calle Ocho)", a także mniej znanych "Suave" czy "The Anthem". Raper pokusił się nawet o cover, rozgrzewając publiczność do czerwoności piosenką "Gasolina" z repertuaru Daddy'ego Yankee.
Pitbull zachęcał do dobrej zabawy. Tak pożegnał polską publiczność na Tauron Arenie
W trakcie całego show nie zabrakło szczerego kontaktu w publiką. Raper wielokrotnie przemawiał do zgromadzonego tłumu, przypominając o tym, co tego wieczoru jest najważniejsze - dobrej zabawie. W swoich przemowach pomiędzy piosenkami podkreślał, że słuchacze powinni cieszyć się życiem i przeżyć trwającą właśnie chwilę jak najlepiej.
Poruszające przemowy kontrastowały wręcz idealnie z efektami pirotechnicznymi, krzykliwymi przerywnikami DJ-a (podczas których Pitbull wraz z tancerkami znikali ze sceny, aby zmienić kostiumy) i prowokującymi tekstami legendarnych przebojów.
Pod koniec wieczoru widownia z wielkim zapałem wykrzyczała w niebogłosy słynne wersy: "This is for anybody going through times, believe, been there, done that, but everyday above ground is a great day, remember that", podczas piosenki "Time of Our Lives". Później wybawiła się do energicznego "Fireball", przy którym wręcz nie dało się nie skakać. Jako ostatni na arenie wybrzmiał kawałek "Give Me Everything", którym Pitbull pożegnał polskich fanów.
Jeśli w życiu brakuje wam spontaniczności, zabawy do białego rana czy wyśpiewywania w niebogłosy kultowych tekstów piosenek, których w młodości słuchało się na MP3, to zapraszam na koncert Pitbulla. Krakowską arenę zamienił w wielki klub, w którym nie było ani jednej osoby podpierającej ściany. Widowiskowy efekt z pewnością dopełnił fakt, iż w imprezie udział brały głównie łyse sobowtóry rapera. Tak zjednoczonego fanbase'u jeszcze nigdy nie widziałam.