Jann: "Nie jestem artystą, który śledzi trendy w social mediach i za nimi podąża" [WYWIAD]
Jann opowiedział Interii Muzyce o przełomach w swoim życiu, koncertowaniu, muzie, nadchodzących projektach i procesie, który go odblokował. Sprawdźcie naszą rozmowę z artystą!

Wiktor Fejkiel, Interia Muzyka: W październiku ubiegłego roku premierę miał twój debiutancki longplay "I store my fear and my pain in the nape of my neck". Po prawie roku nadal traktujesz jego premierę jako przełomowy moment w karierze?
Jann: To chyba nie jest kwestia traktowania - on był dla mnie przełomowy.
Jak po tym czasie natomiast ty, jako twórca, odbierasz ten album?
Coś mi się w nim podoba bardziej, coś innego bym zmienił, ale ostatecznie, tak jak już wspomnieliśmy, był przełomowy. Pozwoliłem sobie na wiele rzeczy w procesie tworzenia tego albumu, przekroczyłem wiele progów i otworzyłem wiele drzwi. No i nadal uważam, że jest po prostu bardzo dobry i jestem z niego dumny. Szczególnie z utworu "Nostalgia", który nadal pozostaje najlepszym utworem, jaki napisałem.
Wraz z tym krążkiem miałeś możliwość odbycia trasy koncertowej po całej Europie. Spodziewałeś, że w tak młodym wieku uda ci się zdobyć międzynarodową rozpoznawalność?
Chyba nie. Kiedyś spodziewałem się po dwudziestosześcioletnim sobie czegoś zupełnie innego. Ale cały czas miałem nadzieję, że będę mógł koncertować po całym świecie. Od paru lat to planowałem i teraz wdrażam w życie.
Tuż po niej udało ci się zagrać w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Można powiedzieć, że kolejne marzenie spełnione?
Oczywiście, że tak. Im szerzej mogę dzielić się swoją sztuką, tym bardziej mnie to wszystko cieszy.
Skupmy się teraz na twoim nowym projekcie - "MADE". Skąd pomysł, by odkopać "z szuflady" niepublikowane dotąd utwory oraz demówki?
Czuję, że jestem na jakimś liminalnym etapie w życiu i karierze. Zanim z niego wyjdę, chciałem podsumować swoją dotychczasową drogę i twórczość właśnie taką EP-ką. Mam poczucie, że jest to pewnego rodzaju wyłożenie wszystkich kart na stół. Odsłonięcie siebie, swojego procesu, ale też złamanie pewnych oczekiwań i ustalonych norm co do tego, jak muzyka powinna brzmieć i w jaki sposób być prezentowana.
Sposób promocji też był dość niekonwencjonalny. Najpierw wydałeś "Listen to me", by tydzień później ukazała się wersja demo "Do you want to come over". Potem sukcesywne, codzienne publikowanie wszystkich utworów...
Myślę, że to dobrze odzwierciedla to, o czym jest ten album. Ja na te piosenki nie czekałem, one same przychodzą, a proces twórczy toczy się cały czas. Cały ten projekt jest dość nietypowy, więc to, w jaki sposób jest prezentowany, też takie jest. To wszystko musi być spójne. Pokazuję też, że z narzędzi dostępnych w tej digitalowej erze można korzystać na wiele różnych sposobów. Ja nie jestem artystą, który śledzi trendy w social mediach i stara się w nie wbić czy wskoczyć w algorytm. Korzystam z nich na swój sposób, który jest spójny z tym, kim jestem i co tworzę.
Zobacz również:
Nie myślałeś o tym, by je jednak nieco dopracować produkcyjnie, czy zależało ci na tych "surowych" wersjach?
O części z nich myślałem i nawet próbowałem, część celowo chciałem zostawić w takiej wersji. Mi zawsze jednak zależy na jak najlepszym efekcie końcowym. Te utwory po prostu leżały i się kurzyły, a są całkiem spoko, więc stwierdziłem, że już lepiej, by ludzie usłyszeli je w takich wersjach, niż w ogóle.
Utwory, które pojawiły się na "MADE", powstawały równocześnie z "I store my fear and my pain in the nape of my neck" czy później?
Każdy z utworów powstał znacznie wcześniej, na przełomie ostatnich 5 lat.
Cała ta EP-ka to kolejny pokaz tego, jak bardzo nie boisz się eksperymentować w swojej twórczości. Chciałbyś, by ta odwaga stała się twoim znakiem rozpoznawalnym?
Nie postrzegam mojej twórczości jako "eksperymentalna" albo "odważna", ale może to dlatego, że patrzę na nią ze swojej perspektywy. Dla mnie to norma - to jest moja praca jako artysty. Żeby się rozwijać, trzeba być odważnym i mieć otwartą głowę, a ja nie chcę stać w miejscu. Dla mnie muzyka jest środkiem ekspresji i komunikacji, a to, że jest moją pracą, jest dodatkowym przywilejem. Perspektyw jest tyle, ile ludzi. Coś, co dla kogoś może być normą, dla innego jest czymś nowym. Wiele możemy się nauczyć od siebie nawzajem.
Cały materiał zwiastuje również specjalny projekt, który szykujecie na OFF Festival - "it could sound like this". Możemy spodziewać się intertekstualnego show, znacznie wykraczającego ponad "koncert"?
Dla tych, którzy znają już moją twórczość, na pewno będzie intertekstualne, ale nie jest to wymóg, by zrozumieć "it could sound like this". OFF Festival kojarzy mi się z odkrywaniem nowej muzyki i artystów, więc zależy mi na tym, żeby każdy, kto wpadnie na mój koncert, mógł się w nim odnaleźć i odebrać go na swój sposób.
Planujesz zagrać tam również starsze kawałki?
Tak, ale ze spojrzeniem z zupełnie innej perspektywy. Bardzo się zmieniłem, odkąd one powstały i odkąd wyszły na świat - i o tym właśnie ten performance będzie. Chcę przedstawić swoją drogę przez ostatnie 5 lat - co teraz znaczą dla mnie te utwory, gdzie jestem i gdzie chcę iść.
Wspominałeś niejednokrotnie, że proces tworzenia "I store my fear and my pain in the nape of my neck" bardzo cię odblokował. Do tego "MADE" i projekt na OFFie, w których jeszcze bardziej dajesz ujście swojej kreatywności. Jakie natomiast "poprzeczki" sam sobie stawiasz na najbliższe miesiące? Jakie masz dalsze plany?
Planuję dalej się rozwijać i wychodzić z różnych stref komfortu. To, jak chcę opowiedzieć historię w "it could sound like this", będzie też ode mnie tego wymagało. Wezmę się tam za rzeczy, których nigdy wcześniej nie próbowałem. Jestem tym bardzo podekscytowany.